Z poderżniętymi gardłami. Na dnie, w mule. Czarni od raków, które ich oblazły. Od pijawek. Wijących się węgorzy. I Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze.<br>- Moja rzecz - powtórzył.<br>*<br>Nie musiał szukać długo. Sit, juncus, rósł na skraju wilgotnej łąki całymi kępami. Dołożył obwieszoną suchymi łuszczynami łodygę świrzepy. Trzykrotnie przewiązał ukłosionym źdźbłem turzycy. <br>Jedna, dwie, trzy<br>Segge, Binse, Hederich<br>Binde zu samene...<br>- Bardzo dobrze - odezwał się z uśmiechem siwowłosy mag. - Brawo, młodzieńcze. Ale czasu trochę żal, a ja chciałbym jak najszybciej wrócić do domu. Pozwolę sobie, bez urazy, ździebko pomóc. Ździebko. Za grosik. Tyle by, jak mówi poeta, moc móc wzmóc. <br>Skinął swym