się, włożył palto i poszedł do kuchni. Teodozja, ona go wezwała, stała oparta o ścianę, przejęta oczekiwaniem tego, co usłyszy.<br>- Za kilka godzin umrze - powiedział lekarz. Podała mu banknot. Zamknęła za nim drzwi, potem usiadła w nagłym osłabieniu na kuferku. Przechyliła głowę i patrzała poprzez otwarte od kuchni drzwi na twarz Lucjana. Byli sami w mieszkaniu. Z dołu, tam spod kościoła, słychać było znajome, często słyszane tony orkiestry wojskowej. Ale oto męski śpiew zagłuszył orkiestrę, śpiew z bliska, pewnie od tych przeklętych, wiecznie hałasujących kuśnierzy. Teodozja podniosła się, aby zamknąć okna. Rozmyśliła się jednak i usiadła z powrotem. "Powiedział kiedyś, że