zadkiem po stopniach niezapomniane staccato, coś jak impromptu na ksylofonie, bo schody były z drewna na szczęście, a wyślizgane, jakby wędrowały nimi pielgrzymki do Grobu Pańskiego.<br>To przez te łzy tak się poślizgnąłem, wzrok mi zaćmiły, z czego wniosek - nie trzeba płakać nad historią, bo tym mocniej kopnie cię w tyłek.<br>Pozbierałem się na podeście i przezornie, trzymając się tym razem poręczy, jąłem dalej zstępować w głąb czeluści, zaiste w wielką niewiadomą, bo książę i Dziadek całkiem przepadli mi z oczu, nie zwróciwszy krzty uwagi na łomot, z jakim spadałem.<br>Widocznie zagłada ariergardy, do której omal nie doszło, nie miała dla