tylko nie zapomniał - "z... Adamem Irenickim." Irren - znaczy błądzić, błąkać się... "Aaaa... właśnie je obiad, proszę" - pokazuje drzwi. I już widzę, że siedzi dwóch młodzieńców przy resztkach sznycli albo kotletów. Zanim ich rozróżniłem, zobaczyłem, że jedli szybko, ze smakiem, w jakimś rytmicznym porozumieniu, a jeden z nich perorował. Odwrócony trochę tyłem - nie widział mnie - oczywiście Adaś. "Dzień dobry" - rzuciłem w nich jak kamieniem, żeby nie przedarło się nic z zalęknienia i nieśmiałości - huknęło im nad głową, że poderwali się jak przestraszeni kochankowie. Spodziewałem się tej reakcji - wstał jak uczeń wywołany przez nauczyciela, połknął wszelką emocjonalną reakcję, jeśli już, to raczej jakby