Przyszła więc w tym kozim futrze, umalowana, wysokie obcasy, krótka spódnica, a portier żak, co miał wyraźne instrukcje od samego rektora dotyczące półświatka, do niej pryncypialnie, prosto z mostu: "Tu je wyższa uczelnia, takie osoby to mogą szukać sobie gdzie indziej!". Parę osób stało na korytarzu. Co to był za ubaw! Pani doktor wpadła do swojego pokoju jak oparzona i nikt jej więcej w kozim futrze nie widział. Powiadano, że wyniosła je w torbie prosto na śmietnik, gdzie potem sprzątaczka je znalazła i dała córce. Trzeba było czekać tak długo, aż ktoś ją załatwi. Wszyscy się jej boją jak ognia. Ona