wódkę, matka podawała śledzie i galaretkę z nóżek cielęcych i biedni jedli, ile mogli. Tutaj też przynosiło się jedzenie z domu i stawiało na wspólny stół. Broń Boże wieprzowiny! Czterdzieści dwie narodowości spotykały się w małym kościele w Queens. Biali, czarni, Hindusi, Portorykanie, peruwiańscy Indianie. Z pewnością niebogaci, ale starannie ubrani, w skupieniu modlili się i śpiewali, a Ben i ZoĄla grali. I wszyscy się znali, interesowali się sobą nawzajem, dla Bena to było ważne. Bóg mało go obchodził. Dla niego to było miejsce, gdzie mógł być razem z ZoĄlą. Przeniósł się do jej religii jak do jej domu.<br><br>Ją to