oddech, Tosiek znieruchomiał przy piecu i wlepił oczy w drzwi. Kroki minęły pralnię, oddalały się w głębi piwnicznego korytarza, gdzieś zgrzytnęła kłódka. Promienny uśmiech od pieca, pogodny, ufny uśmiech chłopaka.<br><br> - To nic, babusiu, już kończę. Trochę mi żal, zbierałem. Przestań z tą bielizną, zaraz ci pomogę.<br><br> - Ani się waż. Masz ubrudzone ręce!<br><br> - Tutaj jest kran i nawet ktoś zostawił okrawek mydła. Umyję.<br> Marta nie przerwała jednak swoich czynności. W razie gdyby, nie daj Bóg, ktokolwiek z sąsiadów chciał tu wejść czy obok? Nikomu nie może przyjść do głowy, że ona i Tosiek... Co właściwie? Zawsze musi mu pomóc, bo wie, że