Powiedziałem, że za pół godziny tam będę. Gdy wsiadłem do metra, dochodziła szósta.<br>Pod adresem, który miałem na kartce, znalazłem maleńki domek, stojący wśród wielu podobnych, ciasno uszeregowanych wzdłuż wąskiej uliczki. Światło paliło się w jednym tylko oknie. Nacisnąłem dzwonek przy furtce. Po chwili zabzyczał mechanizm elektrycznego zamka i furtka uchyliła się. W drzwiach domku ukazał się profesor, okręcony ciepłym szlafrokiem.<br>- Dobry wieczór! - powitał mnie wylewnie i zaprosił mnie do wnętrza. Przeszedłszy przez mroczną i zabałaganioną gratami sień, znalazłem się w oświetlonym pokoiku. Znaczną jego część zajmowały półki pełne książek, wielkie biurko i coś jeszcze, czego zrazu nie potrafiłem rozpoznać, bo było