do łodzi i jadą do brzegu!<br>- Nie wszyscy dojeżdżają. Zresztą nie mnie o tym myśleć, ja już kończę swą podróż, mój drogi.<br>Zygmunt zgasił światło i poszedł spać. W ciemności Lucjan rozważał jego słowa. Istotnie, podle się działo ze sztuką w kraju, ale przecież trzeba to jakoś ratować, a nie uciekać, gdzie pieprz rośnie. Poza tym nie każdy może być Conradem, i tak źle, i tak niedobrze. A jego, Lucjana, czy to w ogóle może cośkolwiek obchodzić? Czuł przecież, że już niedługo przeniesie się do miejsca; gdzie nie ma literatury, młodych, ginących w nędzy poetów oraz całego tego śmietnika zawiści, obłudy