Lucjan wychodził, rzucił za nim:<br>- A wyobraź pan sobie, jak oni to czynili, ha? Jak ona musiała uważać, co za premedytacja. <page nr=82> <br>Lucjan trzasnął drzwiami. "A niechże cię cholera trzaśnie, durniu jeden! Dostałem się w towarzystwo, nie ma co. Erotoman jakiś czy co u diabła. Ot, zaczął gawędę".<br>Znowuż przykry ból uciskał mu piersi. Z rękoma w kieszeniach palta szedł Lucjan wdychając przyjemne, mroźne powietrze. Śnieg grudami przylepił mu się do obcasów i czynił kroki niezdarnymi. Wobec tego wsiadł do dorożki. "A, wszystko jedno, i tak mam mało pieniędzy". Kazał się wieźć do "Picadilly'', porządnej żydowskiej restauracji na ulicy Bielańskiej. Czuł apetyt