się w pół drogi.<br>Wymieniamy pełen wzajemnego szacunku uścisk dłoni.<br>Pan Wicuś zasługuje na takie powitania.<br>Jego smoking ma kr ój nieco staroświecki, trochę cyrkowy, ale nienaganny.<br>Gors i muszka błyszczą śnieżną bielą.<br>- Nadzwyczaj się cieszę, że pan profesor...<br>- Ależ, drogi panie Wincenty - uśmiecham się skromnie. - Jestem tylko mało ważnym uczonym.<br>- My swoje wiemy, profesorze.<br>Czas rozwikłać do końca zagadkę tak radosneg o powitania, schylam się, zniżam głos.<br>- Naprawdę tak się pan cieszy, drogi panie Wincenty? Odpowiada uśmieszek, cichy, lecz raczej trochę groźny.<br>- Byłem nadzwyczaj ciekaw, czy profesor uszanuje moje zaproszenie. - A gdyby nie?<br>Wicuś marszczy kłopotliwie czoło: - Prawda jest prawda