mnie tak, Piotr - usłyszałem nie tyle jej głos, co<br>jej drżenie. - Spójrz tu na mnie. Spójrz mi w oczy. No, spójrz.<br> Nie byłem jednak w stanie dłużej niż przez mgnienie tych jej oczu<br>znieść. Wielkie, a jeszcze jakby nabrzmiałe, patrzyły na mnie nie<br>widzeniem, lecz wyczekującą bezbronnością, pełne zwątpienia i ufne aż<br>do bólu zarazem. Być może, to tylko słońce tak się wilgotno od rzeki w<br>tych jej oczach odbijało, lecz wydało mi się, że w tym mgnieniu mojego<br>spojrzenia upuszczały już nad nami pierwszą łzę. I uciekłem znów<br>wzrokiem na jeden z tych gęstych, zielonych brzegów rzeki.<br> - Możesz sobie myśleć