Typ tekstu: Książka
Autor: Kowalewski Włodzimierz
Tytuł: Bóg zapłacz!
Rok: 2000
słońce, jeśli czasem zaświeciło, nabierało koloru słomkowej herbaty. W ponure, wietrzne niedziele łaziliśmy z Grzegorzem i Wojtkiem po wyludnionych ulicach, gapiąc się na wystawy, ozdobione najczęściej malowanymi na żółto liśćmi ze styropianu, szukając znajomych, naiwnie wierząc, że coś się wydarzy. Jeśli tylko była forsa, siadaliśmy w kącie kawiarni "Ekran" i ukradkiem, żeby nikt nie powiedział starym albo nie doniósł do szkoły, pociągaliśmy skręcający gębę bułgarski riesling, ewentualnie tegoż samego pochodzenia koniak "Slanczew Briag". Nikt z nas nie pił piwa, zresztą, najczęściej go nie było, a jeżeli już, to smakowało kapustą i zgniłymi kartoflami. O żywcu i okocimiu tylko się słyszało legendy
słońce, jeśli czasem zaświeciło, nabierało koloru słomkowej herbaty. W ponure, wietrzne niedziele łaziliśmy z Grzegorzem i Wojtkiem po wyludnionych ulicach, gapiąc się na wystawy, ozdobione najczęściej malowanymi na żółto liśćmi ze styropianu, szukając znajomych, naiwnie wierząc, że coś się wydarzy. Jeśli tylko była forsa, siadaliśmy w kącie kawiarni "Ekran" i ukradkiem, żeby nikt nie powiedział starym albo nie doniósł do szkoły, pociągaliśmy skręcający gębę bułgarski riesling, ewentualnie tegoż samego pochodzenia koniak "Slanczew Briag". Nikt z nas nie pił piwa, zresztą, najczęściej go nie było, a jeżeli już, to smakowało kapustą i zgniłymi kartoflami. O żywcu i okocimiu tylko się słyszało legendy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego