Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
domu, powiedziała:

- O, tak... Jestem już zupełnie zdrowa.

Przez te długie miesiące choroby matki ojciec zaniedbał swoje sprawy. Coraz rzadziej wpływały zamówienia na odkurzanie mieszkań, urwały się dostawy antracytu, pilników nikt nie kupował... A tymczasem w klinice trzeba było co tydzień płacić rachunek. Złoty zegarek ojca powędrował do lombardu. Musieliśmy ukrywać przed matką, że honorarium profesora Zielińskiego dotychczas nie zostało uregulowane. W szkole przypominano mi, że nie opłaciłem wpisu.

W ławce obok mnie siedział teraz nowy uczeń, drobny, różowy blondynek o śmiesznym nazwisku Pluj. Ćhłapcy, rzecz prosta, nie szczędzili mu uszczypliwych uwag i żartów, ale był już widać do tego przyzwyczajony
domu, powiedziała:<br><br>- O, tak... Jestem już zupełnie zdrowa.<br><br>Przez te długie miesiące choroby matki ojciec zaniedbał swoje sprawy. Coraz rzadziej wpływały zamówienia na odkurzanie mieszkań, urwały się dostawy antracytu, pilników nikt nie kupował... A tymczasem w klinice trzeba było co tydzień płacić rachunek. Złoty zegarek ojca powędrował do lombardu. Musieliśmy ukrywać przed matką, że honorarium profesora Zielińskiego dotychczas nie zostało uregulowane. W szkole przypominano mi, że nie opłaciłem wpisu.<br><br>W ławce obok mnie siedział teraz nowy uczeń, drobny, różowy blondynek o śmiesznym nazwisku Pluj. Ćhłapcy, rzecz prosta, nie szczędzili mu uszczypliwych uwag i żartów, ale był już widać do tego przyzwyczajony
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego