co pozostaje? Sama pustka bezmierna, ciemny ocean Martina, zgroza fal pluszczących przeraźliwej wieczności i myśl natrętna, dyndająca jak spławik: "Gdy wszystko pojął, pojmować przestał... "<br>Zachlupotało u nasady tamy. Łańcuch zgrzytnął szczękliwie. Ktoś łódkę cumował wychodząc na brzeg.<br>Szczęsny nakrył ognisko naręczą faszyn. Mrok zamknął się nad nim, by po chwili unieść się wyżej od rozjątrzonych, skaczących płomieni.<br>- Pozwoli pan? Chłodnawo, a muszę tu być do rana. - Proszę, miejsca starczy.<br>Gość przykucnął z drugiej strony ogniska. Starszawy jegomość. Niewysoki, szczuplutki.<br><page nr=283> - Sznury zarzuciłem - wyjaśnił głosem dźwięcznym, młodym, wyciągając dłonie do ognia. - Na węgorza. Może się co złowi.<br>- Może. Pan tu rybaczy? To pański rewir