ekscentrycznych, demonicznych, perwersyjnych albo intrygujących femmes fatales, będących wyzwaniem dla mężczyzny. Na pewno nie głupiutkich panienek. Tymczasem nic nie wskazywało na to, by swe marzenia mogła urzeczywistnić.<br>Reżyserzy niechętnie "wyjmowali" ją z gotowej szufladki, tym bardziej że młodych, już coś umiejących aktorek, stale brakowało. Wciąż widziano ją jako śliczną panienkę, uosobienie "wdzięcznej młodości". Jej role z połowy lat siedemdziesiątych - od Anny w Warszawiance Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Henryka Tomaszewskiego, przez Anię w Wiśniowym sadzie Antoniego Czechowa w reżyserii Jerzego Jarockiego, Zosię w Weselu Stanisława Wyspiańskiego w inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego, Melanię Barską w Trędowatej aż po późniejszą Marysię Wilczurównę w nakręconym także