zdefiniowanymi chorobami były różne regresy, wahnięcia, brak reakcji na zalecone leczenie lub jak w aktualnym przypadku wyraźna jego nietolerancja. Wszystko to niebywale przeciągało całą zabawę, wydłużając zarówno psychoterapię, jak i rekonwalescencję w nieskończoność. Okresy "czyste", stany psychicznego zdrowia nigdy nie były ewidentne, a już na pewno nieliczne. <br>Co to za uprzykrzone świństwo, które się do mnie przyczepiło i wlecze się za mną od wielu uprzykrzonych lat. Diagnoza lekarzy jest zgodna i jednoznaczna - uporczywa depresja melancholiczna. Dobrze to czy beznadziejnie? Już raczej wygląda na drugie. <br>Można by pomyśleć, no cóż, melancholia - tani sentymentalizm, nic groźnego. Tęsknota, smutek, żal i same takie bzdury