rano po jakimś piciu, wspaniałe, ciężkie kiście bzu zwieszają się nad wysokim żelaznym ogrodzeniem willi gdzieś w pobliżu ulicy Wielka Pohulanka w Wilnie. Leszek, wbrew obiekcjom moim i Pranasa, wspina się i zrywa. <br> Jeden z najpiękniejszych ludzi, jakich znałem. Był przystojny, szczupły, dobrze zbudowany i, jak to określa język polski, urodziwy, ale jego uroda nie ograniczała się do strony fizycznej, otaczała go jakaś promienność i ta zdawała się być moralnej natury. Mieszkał w Warszawie i zajmował się tam działalnością socjalistyczną, a do Wilna przyjeżdżał w sprawach ZNMS-u, czyli Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Wtedy nazywać siebie socjalistą znaczyło przede wszystkim występować