mamy Konstantego.<br>Usiadła na łóżku, pochyliła się ku niemu. Światło półmroczne, słabe, ale podniecające, pulsacyjnie lizało jej policzek. Brązowy kontur jej cienia na ścianie kurczył się i rósł. W oczach doskonale ciemnych objawił się łagodny, odrobinę spóźniony wyrzut.<br>- To dobrze, że masz co palić, ale nalegam, musisz pisać.<br>Chciał ją uspokoić: - Nie pisałem, ale i nie zmarnowałem czasu. Przyszedł mi do głowy znakomity pomysł, może na opowiadanie, może coś większego. - Otóż wyobraź sobie małe flandryjskie miasteczko około roku 1490, miasteczko nad kanałem, po kanale uwijają się barki, okolica mglista i płaska. Wodne ptactwo, mewy, seledynowe opary rozchodzą się wszędzie. Szron szkli