go, musiał ją wysunąć poza moskitierę, wepchnąć pod materac śpiwora. Drapał się długo, z zadowoleniem, że ma nogę, drzemał i znowu darł paznokciami ślady nakłuć. Moskity musiały wcisnąć się pod siatkę, bo zdawało mu się, że trąbią wprost w ucho, muskają, łaskoczą skrzydłami, ale nie walczył, tylko zasłaniając się dłonią usypiał.<br><br> Rankiem wypili mocną herbatę, samą esencję i w zachwycającej pogodzie ruszyli na Haidarabad. Sąsiad Hindus już wstał o świcie, by uprawiać ablucje na stopniach świątyni nad zbiornikiem wygładzonym, nalanym niebem po brzegi. Mimo źle przespanej nocy nie czuli zmęczenia. Młode słońce tryskając przez przydrożne drzewa dyszało im w twarze.<br>W