Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Stanisławowicz?

- Owszem, życzę sobie, Jegor Fiodorowicz!

Wtedy Jegor, sklepiwszy dłoń nad oczami i wysunąwszy do przodu rzadką kozią bródkę, patrzał pod słońce i uśmiechał się do mnie dobrym, filuternym uśmiechem, albo wbiegał truchcikiem na most i wsypywał mi do kieszeni garść pestek.

Ojca mego Jegor czcił, matki bał się, Tekłę uwielbiał. Tylko o Krysi nie umiał wyrobić sobie zdania. Gdy raz zagadnąłem go na ten temat, powiedział po namyśle:

- Panienka niby łaskawa, ale nie rozmowna. Nie to co ty, Adam Stanisławowicz.

Przywiązałem się do Jegora, oddawałem dla jego dzieci swoje zabawki, a czasem nawet podkradałem coś Krysi. Wtedy Krysia biegła na
Stanisławowicz?<br><br>- Owszem, życzę sobie, Jegor Fiodorowicz!<br><br>Wtedy Jegor, sklepiwszy dłoń nad oczami i wysunąwszy do przodu rzadką kozią bródkę, patrzał pod słońce i uśmiechał się do mnie dobrym, filuternym uśmiechem, albo wbiegał truchcikiem na most i wsypywał mi do kieszeni garść pestek.<br><br>Ojca mego Jegor czcił, matki bał się, Tekłę uwielbiał. Tylko o Krysi nie umiał wyrobić sobie zdania. Gdy raz zagadnąłem go na ten temat, powiedział po namyśle:<br><br>- Panienka niby łaskawa, ale nie rozmowna. Nie to co ty, Adam Stanisławowicz.<br><br>Przywiązałem się do Jegora, oddawałem dla jego dzieci swoje zabawki, a czasem nawet podkradałem coś Krysi. Wtedy Krysia biegła na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego