mur w tym miejscu był chłodny. Pusto, cicho. Daleko, za kilkoma zakrętami, które następowały po potężnych obrocmych bastionach, mieściło się wejście do muzeów watykańskich. Przed paropiętrową bramą pano vał rucli. Comitivy wyładowy vały się z wielkich wozów turystycznych. Ciągnęły Pielgrzymki Piesze. Powstawały zatory samochodowe. Wszystko to o pięćset metrów, schodząc w dół ulicą, ode mnie. AIe tu, w górnej części viale, panował absolutny spokój.<br>Adwokata oczywiście znałem. Gdyby jednak nie fotografia u ojca, niewiele by mi przyszło z tego spotkania sprzed dwudziestu lat. Nie poznałbym go. Ale dzięki zdjęciu nie miałem wątpliwości, że to on, kiedy Przemknął koto mnie, szpakowaty, uważny, granatowy