swój pierwszy, po dłuższej nieobecności, rodzimy posiłek. Tenże Śliwa, znając mizerny poziom słowackiego jadła, jawi się nam więc jako zbawca naszych żołądków spragnionych schabowego, barszczu czy też gotowanej golonki.<br>Z zaciekawieniem wkroczyłem do środka. Pokryte plastikowymi panelami ściany sprawiały, że sala odznaczała się przytulnością akademickiego prosektorium, lecz zaraz skarciłem się w duchu za wrodzone malkontenctwo. Karta dań, śmiało przybita do ściany, zawierała niemało pozycji, zup, przystawek, dań głównych i dodatków. W ekstazę wprawiły mnie jednak niewygórowane ceny, pomyślałem więc, że jest to idealne miejsce na wykupienie obiadów pracowniczych dla tak podupadłych zawodów jak pielęgniarki, nauczyciele, rolnicy i bibliotekarze, nie mówiąc już o