zasnąć. "Świat jest tak wielki i piękny, nie można przeżyć życia w jednym miejscu". Ogarnia go fala młodzieńczych marzeń. Podróżować i oglądać. Tak chciał zrobić, zdecydował się, postanowił, przysięgał sobie i zaklinał się. W uniesieniu planował kolejne trasy, kontynenty i kraje. Bolała go głowa od szlugów palonych w klitce. I w końcu z całej tej euforii popadł w głęboki dół. Zaczynał się bać, że życie ściągnie go na ziemię, na warszawski bruk, przykuje do klubów, dziewczyn, żon, dzieci. I zakisi się we własnym sosie gdzieś w kraju.<br>Następnego dnia rano spotkał na ulicy Wolfganga, który też wraca do Port Blair. Ma stamtąd