chwili: To teoria. W praktyce jednak nie wyobrażam sobie niczego, co by ci jeszcze mogło pomieszać szyki. <br>Wyszliśmy na podwórze. Stało tam jego auto. Wsiedliśmy, ale nie pozwoliłem, by mnie odwoził do "Wandy". Zatłoczonym Corsem, ciągle zatrzymując się, dojechaliśmy do piazza Venezia. Tu wysiadłem, nie chcąc nadużywać uprzejmości Campillego. Skręcił w lewo, za Tybr, do siebie, a ja doszedłem pieszo aż do Colosseum. Dokuczał upał. Potrzebowałem jednak ruchu. Czułem się szczęśliwy, bo z tego wszystkiego, co dzisiaj usłyszałem, wyglądało na to, że misja moja się po- wiedzie, i było mi także dobrze, że trochę jednak Campillemu przygadałem, choć on może najmniej był