mapą świetlną i pulpitami włącznie. Zapalałam je sobie kolejno, nieco spłoszona, w każdej chwili oczekując wywołania jakichś straszliwych, nieprzewidzianych efektów, przyglądałam się parę sekund, po czym gasiłam. Biurko zawierało jakąś niesłychanie skomplikowaną aparaturę, której nie rozumiałam w ogóle, wobec czego wolałam nie ruszać. Jedynym jako tako zwyczajnym przedmiotem było coś w rodzaju oszklonej etażerki na kółkach, zawierającej w swym wnętrzu skośnie nachylone półki, a na nich to, czego szukałam. Mnóstwo kluczy rozmaitego rodzaju i fasonu, w tym także różne kluczyki samochodowe albo też takie same jak samochodowe. Długo i wytrwale oglądałam ten mebel nie mogąc znaleźć sposobu otwierania i wreszcie postanowiłam, że