jak niematerialna istota, Mara, spostrzegłem kątem oczu, aż rozchyliła usta ze zdumienia, zbliżyły się tak, że już niemal widziałem ciemniejsze od śniadego czoła znamię między brwiami egzotycznej dziewczyny - nagle przycisnąłem rozwartą dłoń Mary do oczu, zasłoniłem się nią, między palcami Mary widziałem, nie wierząc, obraz, który nie powinien być rzeczywistym w tej chwili i w tym miejscu - mijały nas, taneczne i rozbawione, spojrzały na nas przelotnie i nieuważnie, a może nie chcąc przeszkadzać parze szukającej samotności, i zniknęły znów między wydmami niby kapryśne przywidzenie.<br>Drżałem.<br>- Kto to był? - spytała Mara.<br><page nr=178> - Dwie żony moich przyjaciół - odpowiedziałem, i po sekundzie wahania: - i moja żona.<br>- Mara