taśmowo od muru na środek podwórza, do szopy, gdzie je Weronka odbierała. Ludzie schodzili się zewsząd, żeby obejrzeć tę niespodziankę ze wsi, chleby rzetelne, trzykilowe, na liściach zielonych, a Szczęsny liczył - Sojusz czterdzieści... sojusz czterdzieści jeden...<br>Naliczył pięćdziesiąt dwa całe i trzy pokruszone, gdy trzeba było przerwać wyładunek. Niespiesznie, ręce w tył założywszy, kierował się w ich stronę policjant, Szczęsny rzucił: <page nr=404> - W razie czego powiedz, że dla zarobku! Sprzedawałeś. - Dobra! - odrzekł Żebro i ruszył lejcami.<br>Nawet pożegnać się nie zdążyli. W jakiś czas potem Żebro co prawda przysłał w worku przez Ignasia resztę "sojuszów" i pozdrowić kazał, ale nie wstąpił. Bardzo spieszył