niż o sobie samej.<br>W pewnej chwili zadzwonił telefon. To była Dorota K., jej przyjaciółka.<br><q>- Dzwonię z automatu przy przystanku pekaesu. Właśnie wracam z domu i jak zwykle wstąpiłam do twoich rodziców. Dali mi recepty na jakieś leki dla twojego ojca, których nie mogą dostać w Z. Prosili, żebyś popatrzyła w warszawskich aptekach, bo pewnie są lepiej zaopatrzone. Słuchaj, Beata. Ja będę jeszcze tutaj piętnaście minut, więc gdybyś zdążyła w tym czasie, to przybiegnij, a od razu dałabym ci te recepty. Z tym, że jak przyjedzie autobus, to muszę jechać, bo za pół godziny mam zajęcia i nie mogę na ciebie czekać