ona w końcu mieszając łzy i wymysły rzuca jakąś torbę z jedzeniem i żegna krzyżem i patrzy, jak pojazd ociera się o agrest i pełznie w stronę asfaltu. <br>To tylko dwadzieścia kilometrów, ale jeżeli jest południe, to dopiero o zmierzchu Janek dotrze na miejsce. Teraz wciska uszankę na uszy, zapina waciak pod brodą i w ten sposób opuszcza swoją wieś, to zgiełkliwe państwo kobiet, dzieci i przypadku, który po jakimś czasie, niezauważalnie, staje się prawem i trzeba wiele siły i wiele beztroski, aby się wyzwolić i przepaść w lasach na kilka miesięcy.<br>Tocząc się skrajem szosy, grzebiąc prawą gąsienicą w nie