zdałem maturę, a ojciec ku swojej radości trafił do pomarańczowej salki na końcu korytarza. Przenieśliśmy tam cały jego dobytek: dwie pary kapci, materac z pościelą i zawartość szafki. <br>Była to niezwykła i kolorowa procesja długości dwudziestu kilku kroków. Tyle dzieli salę reanimacyjną od sali dla rekonwalescentów. Długość, o jaką trzeba walczyć miesiącami, latami, odległość, o której śnili przykuci do łóżek pacjenci oddziału neurologicznego i psychiatrycznego. <br><br>Ojciec pokonał tę drogę pełen dostojeństwa. Niedoszły absolwent ostatecznego egzaminu z niebytu włożył czystą, wykrochmaloną koszulę, szary garnitur, wysunął białe mankiety, które ściągnął spinkami, wziął do ręki rurkę cewnika z nylonowym workiem i ciągnąc za sobą