leżał ofoliowany telefon komórkowy, a pod nim, oprócz drugiego woreczka, kryjącego akumulator i urządzenie zapalające - nieduża mina z puszki po piwie. Cholerny jeż z dziesiątkami igieł-czujników.<br>Rozgrzebywał ziemię niemal ziarno po ziarnie, raz po raz przerywając i penetrując wykop mikroczujnikiem magnetycznym, sondą wykrywacza oparów i wszystkim, co miał w walizce. Wyjmować miny nie próbował. Wykrywacz indukcyjny nie znalazł ukrytego pod spodem przewodu. W normalnych warunkach gruntowych i wodnych, przy takiej odległości, powinien wyczuć nawet zupełnie cienki drucik. I nic, cisza.<br>Pozostawało pytanie, czy gdzieś niżej jeża albo któregoś innego podzespołu nie łączy z zakopaną głębiej kotwiczką niemetalowy odciąg, ale to