do następnego rana. Ostatni reporter, pragnąc nazajutrz od świtu być pierwszy na posterunku, opuścił hotel.<br>A szkoda. Gdyby był doczekał do dwunastej, uwagi jego z pewnością nie uszedłby nie pozbawiony znaczenia wypadek. Za dziesięć dwunasta, przed bramę hotelu zajechał samochód. Ze schodów zszedł poseł Państwa Polskiego; poprzedzał go boy, niosący walizkę. Poseł i walizka zniknęli w drzwiczkach samochodu. Auto odjechało w stronę dworca.<br>W tydzień potem, w porannych dziennikach, gdzieś na niedostrzegalnym szarym końcu, po raz pierwszy nonparelem wypłynęło imię Państwa Polskiego. Pod koniec tygodnia kwestia polska, podnosząc się z błyskawiczną szybkością, jak rtęć w rurkach szpalt, zapełniła całe kolumny, podpełzła