wszystkie wartości, które nadawały sens pracy w teatrze. Nie pieniądze - bo były marne, nie zaszczyty - te były dla nielicznych, nie talony na samochód - te były dla szczególnie zasłużonych, ale troska o najwyższy poziom i pogarda dla szmiry, dla chałtury, która dzisiaj jest tak w cenie, ponieważ stanowi najbardziej pożądaną wartość - wartość rynkową. To nie "socjalistyczne nieróbstwo" zabiło teatr. Pracowaliśmy jak szaleni od premiery do premiery, często również w nocy, jeżeli wymagała tego gorączka prób generalnych. To nie brak klasyki, bo przecież jej istnienie w teatrze w sposób obecnie niczym nie skrępowany zależy od samych twórców. To nie teatry eksperymentalne, <orig>kantorowskie</>, poszukujące