Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Opowiadania drastyczne
Rok powstania: 1968
śniadanie do łóżka, gdyż Weronice trudno było wchodzić po schodach.
Przed obiadem Kira zapragnęła pójść do Ogrodu Botanicznego, co było dość dziwną zachcianką, zwłaszcza że niebo zaczynało się chmurzyć.
- Chcę pozbierać trochę liści - powiedziała z pogodnym uśmiechem. - Tak lubię jesienne barwy... Liście są złote i czerwone. Stoi tu tyle pustych wazonów. Powkładam do nich jesienne liście.
W ogrodzie było prawie pusto. Jakiś samotny starzec siedział na ławce i czytał gazetę. Jakaś para całowała się w bocznej alei. Zewsząd wiało smutkiem i melancholią. Szliśmy w milczeniu wśród ogołoconych drzew, przyglądając się samotnej wiewiórce. I nagle w oddali ukazała się postać, która przykuła
śniadanie do łóżka, gdyż Weronice trudno było wchodzić po schodach.<br>Przed obiadem Kira zapragnęła pójść do Ogrodu Botanicznego, co było dość dziwną zachcianką, zwłaszcza że niebo zaczynało się chmurzyć.<br>- Chcę pozbierać trochę liści - powiedziała z pogodnym uśmiechem. - Tak lubię jesienne barwy... Liście są złote i czerwone. Stoi tu tyle pustych wazonów. Powkładam do nich jesienne liście.<br>W ogrodzie było prawie pusto. Jakiś samotny starzec siedział na ławce i czytał gazetę. Jakaś para całowała się w bocznej alei. Zewsząd wiało smutkiem i melancholią. Szliśmy w milczeniu wśród ogołoconych drzew, przyglądając się samotnej wiewiórce. I nagle w oddali ukazała się postać, która przykuła
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego