ulicę, szarpie się z kieszenią. Zostawia sto złotych. "Zaraz wracam!" Biegnie. U obojga działa ten sam refleks kochanków. Oto gna on - z początku wierny postanowieniu: "Dość histerii, niech ucieka!" Oto coraz wolniej idzie ona, początkowo gnana gniewnym uniesieniem: "Nie chcę na niego patrzeć, jak on mnie traktuje!"<br>Dogonił. - Przecież- ja wcale nie dlatego, żebyś ty była na tym poziomie... usprawiedliwia się omijając nawet nazwę teatrzyku, potępionego przez podziemie. - Po prostu będę tam miał pewną robotę, no, rozumiesz, i muszę komuś się przyjrzeć...<br>- Ach, tak? Właśnie tak?... - gniew hamuje jej słowa. Wpadł z deszczu pod rynnę. Obserwuje ich ulica. Smętny żebraczy skrzypek, ukostiumowany