łaskawości swojej użyczyła mi, naturalnie tylko na miejscu, zasuszona bibliotekarka, była Kronika Prowansji, przez której średniowieczną francuszczyznę przedzierałem się z trudem, niekiedy wręcz utykając w zawiłościach składni czy idiomach, obficie skażonych łaciną. Wśród plejady królów, zakonników, rycerzy mniej czy bardziej szlachetnych, nagle błysnęła mi Wiktoria. Uczulony na to imię, zacząłem wczytywać się w tekst:<br>Roku onego, kiedy umiłowana przez Pana Naszego Wiktoria przybyła do naszego sławnego miasteczka, parafianie doświadczyli licznych cudów i manifestacyi Łaski Pańskiej. Jako to: w miesiącu styczniu nadzwyczajne chłody powstały, z nieba padał puch biały, który wszelako nie chłodny był, ale rozgrzewał, a pola przykrywszy, wnet zmienił się