Zupka... Cóś jak łazanki, tylko malusieńkie... - i śmiejąc się zanurzył łyżkę w misce.<br><br><br>18<br>Im dłużej biedził się nad tym, co powinien zrobić, tym uporczywiej cierpiał. To była istna udręka, skoro nie mógł rozstrzygnąć swojego losu. A miał dogodną sposobność i pozwolił jej uciec. Gdyby w owej osobliwej chwili, gdy wędrowiec objawił nowinę o polskim wojsku, zawołał natychmiast: "Idę", rzecz byłaby przesądzona. Nie wiedział, co go powstrzymało: szybkie spojrzenie Zosi, pełne niepokoju, czy jego własny lęk przed rozstaniem. Ta wielka radość z cudownej nowiny natychmiast przygasła. I poczuł się osaczony. Nie przypuszczał, że będzie mu aż tak ciężko. Dopiero teraz poznawał