Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
fasonu taki gospodarz opierał nogę o koło wozu, rozpinał koszulę, kożuch rzucał na furę, "gorąc człowieka bierze", szeroka pierś falowała, jak zboże targane wichurą przed letnią burzą. Czupurnie mrużył oczy, a co, nie wolno mi? Jakby wykrzykiwał: patrzcie, ludzie, jakim ważny. Wolno mi, no nie! Jak mi kto w drogę wejdzie, to w łeb go dla porządku palnę. Podziwiała go chmara dzieciaków, przejęta, piskliwie powtarzając: daj pan dychę, gospodarzu. Jak sobie podpił, dawał. Obok trzej grali w oczko. Dalej, za furmanką, dwie baby, takie solidne, czerwone na gębie, o mocnych rękach, przepychały się nawzajem. W tych zapasach było coś z rzymskich
fasonu taki gospodarz opierał nogę o koło wozu, rozpinał koszulę, kożuch rzucał na furę, "gorąc człowieka bierze", szeroka pierś falowała, jak zboże targane wichurą przed letnią burzą. Czupurnie mrużył oczy, a co, nie wolno mi? Jakby wykrzykiwał: patrzcie, ludzie, jakim ważny. Wolno mi, no nie! Jak mi kto w drogę wejdzie, to w łeb go dla porządku palnę. Podziwiała go chmara dzieciaków, przejęta, piskliwie powtarzając: daj pan dychę, gospodarzu. Jak sobie podpił, dawał. Obok trzej grali w oczko. Dalej, za furmanką, dwie baby, takie solidne, czerwone na gębie, o mocnych rękach, przepychały się nawzajem. W tych zapasach było coś z rzymskich
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego