wlokłem się kopyto za kopytem.<br> Wóz usztywniony okrąglakiem, szedł wyraźnie bokiem, celując dyszlem w przedwieczorne niebo.<br> Zanim dotarłem do domu, niebo, prawie zielone od nasilającego się mrozu, było widne od wielu, wielu świateł.<br> Gdy zajechałem przed dom, wrota od podwórza były otwarte na obydwa skrzydła.<br> A w takie wrota wjeżdża wesele, drabiniasty wóz ze zbożem, w takie wrota wchodzi archanioł, jednorożec, świętojańska paproć.<br> Ale u tych rozwartych na obydwa skrzydła wrót nie było ojca.<br> Pomyślałem, że się zdrzemnął, siedząc przy oknie i spoglądając w wierzbowy zagajnik.<br> Wjechałem na podwórze i zatrzymując konie, chciałem zeskoczyć z wozu, gdy zauważyłem, że okno, przy