jednak błąd - przemówił poważnie Reynevan, wpatrzony w grającą łykami grdykę demeryta. - Może błąd kanonika. A może mój, że go posłuchałem. Że zadałem się z tobą. <br>Szarlej pił, nie zwracając na niego żadnej uwagi. <br>- Na szczęście - ciągnął Reynevan - łatwo można temu wszystkiemu zaradzić. I kres położyć. <br>Szarlej odjął kufel od ust, westchnął, oblizał pianę z górnej wargi. <br>- Chcesz mi coś powiedzieć - odgadł. - Mówże więc. <br>- My dwaj - rzekł zimno Reynevan - zwyczajnie nie pasujemy do siebie. <br>Demeryt skinął, by nalano mu drugie piwo, przez moment zdawał interesować się wyłącznie kuflem. <br>- Trochę się różnimy, fakt - przyznał, łyknąwszy. - Ja, dla przykładu, nie zwykłem chędożyć cudzych żon