Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Tak, Leonid podciął jej skrzydła, pozbawił ją owego nieuchwytnego wdzięku, którym czarowała, gdy ukazywała w uśmiechu swój krzywy ząbek. Trudno było po prostu uwierzyć, że ten drobny, znikomy na pozór szczegół może stanowić granicę pomiędzy dawną a dzisiejszą Poliną. Słowa jej obudziły we mnie przelotne współczucie ale tylko współczucie, nic więcej. Była inną, daleką istotą, bardziej podobną do Fanny Abramowny niż do Nataszy Rostowej. Spodziewała się dziecka. Dopiero teraz zauważyłem jej zniekształconą figurę, poprzeczne bruzdy na szyi, grymas w kącikach ust... "Nie tak wygląda szczęście - pomyślałem - nie tak!" Zrobiło mi się żal nie tylko Poliny, ale i moich własnych złudzeń.

- To
Tak, Leonid podciął jej skrzydła, pozbawił ją owego nieuchwytnego wdzięku, którym czarowała, gdy ukazywała w uśmiechu swój krzywy ząbek. Trudno było po prostu uwierzyć, że ten drobny, znikomy na pozór szczegół może stanowić granicę pomiędzy dawną a dzisiejszą Poliną. Słowa jej obudziły we mnie przelotne współczucie ale tylko współczucie, nic więcej. Była inną, daleką istotą, bardziej podobną do Fanny Abramowny niż do Nataszy Rostowej. Spodziewała się dziecka. Dopiero teraz zauważyłem jej zniekształconą figurę, poprzeczne bruzdy na szyi, grymas w kącikach ust... "Nie tak wygląda szczęście - pomyślałem - nie tak!" Zrobiło mi się żal nie tylko Poliny, ale i moich własnych złudzeń.<br><br>- To
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego