moment odniesienia do Drugiego. Ale jak wtedy traktujemy Drugiego? Traktujemy go jako Autorytet, który nam coś poręcza. Im wyższy autorytet, tym lepsze poręczenie i tym pewniejszy wniosek. Tak więc mój stosunek do tego, kto poręcza moją wiarę, jest zasadniczo taki sam, jaki jest mój stosunek do każdego innego argumentu za wiarą. Kiedy wniosek zostaje udowodniony, argumenty stają się zbyteczne. Człowiek nie żyje na poziomie argumentów, lecz na poziomie wniosków. Im szybciej zapomni o dowodach, tym sprawniej potrafi żyć. Inaczej jest w przypadku nadziei. Ten, w kim "pokładam mą nadzieję", nie jest "argumentem" ani nawet "poręczycielem", lecz kimś więcej: jest powiernikiem nadziei