jakby zatarty piaskiem pustyni wbiegającej na horyzoncie w niebo, a tu wkradającej się niemal w samo serce miasta, upał zelżał i w suchym powietrzu unosiły się wielkie ptaki, leniwie poruszając skrzydłami, a mimo to wzbijały się coraz wyżej, unoszone zmiennymi prądami, niewyczuwalnymi przy ziemi, tak że najmniejszy nawet powiew nie wichrzył mi włosów, kiedy szedłem samotnie przed siebie, nie wiedząc, dokąd i po co,<br>ale to wabiło mnie i kusiło, zaprzątało myśli właściwie od początku, od chwili, kiedy ujrzałem - kilkuletni zaledwie - po raz pierwszy wzbijającego się do lotu ptaka, babusinego kanarka, który zabawnym skokiem na obie nóżki wymknął się przez uchylone