inżyniera Wiatora, który w okresie małżeństwa nie uznawał innej gry poza bridżem, i hazardzistów, jak mówiła mi Wanda, nazywał maniakami; przed Heniem rosła wcale zacna sterta banknotów, jak na amatora grał nader szczęśliwie, "pozdrowienia z Oksymoronu" - szepnąłem nad uchem Henia, obrócił się inżynier i taki uśmiech rozjaśnił jego twarz, jaki widuje się tylko na reklamie pasty do zębów, natychmiast zaproponował przerwę w grze, wstał, zaprowadził mnie do bufetu, po drodze pytając, skąd wiedziałem, że on, Henryk, jest tutaj, jak się dostałem do kasyna i dlaczego nie zostawiłem neseserka w szatni. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Henryk wpatrując się we mnie mówił "nawet nie