po nie za kilka dni.<br>- Rób, jak chcesz, bylebyś stąd poszedł - odparłam obojętnie.<br>Było mi wszystko jedno, co zrobi z rzeczami, ostatecznie rzeczy nie gryzą. Czekałam w napięciu, żeby wreszcie oddał swój klucz i zszedł mi z oczu. Jego obecność wywoływała we mnie wzburzenie nie do opisania, odczuwałam ją jak wieczną groźbę, jak śmiertelne niebezpieczeństwo, wiszące nad głową. Nie byłam mu już do niczego potrzebna, przeciwnie, byłam wręcz szkodliwa. Jego wplątanie się w aferę przez związek z Madelaine sprawiało, że usunięcie mnie z tego padołu leżało już teraz w jego interesach. O nim też za dużo mogłam powiedzieć. Zrozumiałam nagle bardzo