bezbronne dziecko. Dionizos, wcielenie łagodności i miękkości, wprawiony w gniew popycha swoje wyznawczynie do największych okrucieństw. Wreszcie Bachantki - wierne żony, kochające matki, które ogarnięte szałem bachicznym porzucają bez słowa swoje domy. Warlikowski maksymalnie akcentuje te sprzeczności, zdawałoby się - nieprzekraczalnych, szczelnych granic.<br> Problem pojawia się w przełożeniach tych relacji na pewne wizualne znaki. Możemy się jedynie domyślać, że czerwona puchowa kurtka, w którą najpierw odziany jest Penteusz, a potem rozgniewany Dionizos, staje się symbolem pewnej gruboskórności, obojętności na rzeczywistość. Tyle że, bądźmy szczerzy - taka interpretacja graniczy ze śmiesznością, a reżyser żadnej innej nie podsuwa. Czy to śmieszność zamierzona, czy przypadkowa? Trudno powiedzieć