jakoś nie zwraca na nas uwagi, mimo że dopuszczalną prędkość przekraczamy nagminnie). Puszczamy mu <name type="person">Beethovena</> i Mozarta, a on dyryguje, absolutnie zachwycony. Zbiera też walające się w samochodzie śmieci i wpycha do popielniczki, po czym znienacka wyciąga ją i próbuje opróżnić przez okno, fuj, co za głupi pomysł, chmura popiołu wlatuje nam do nosów i do oczu, a jedziemy akurat górską serpentyną usianą zakrętami śmierci. Po chwili, bez żadnych, oczywiście, znaków ostrzegawczych, natrafiamy na kawał jezdni zawalony doszczętnie piachem i kamiennym gruzem.<br>- <q>Parę dni temu</> - informuje nas Lucjan - <q>zginęło tutaj pięć osób</>.<br>Po czym wysiada w jakiejś wiosce, na szczęście zdrów