Tratowany Llameth - mimo to w jakimś dzikim, chorobliwym rozedrganiu wszystkich członków siekący raz za razem brzuch konia; splot powidoków błysków jego szabel na mej siatkówce. Widoczne przez szary dym histerii, porozrzucane i pozasypywane wrzeniem ziemi kopce kamieni. Uwolniony z okowów lustra tarczy; kryształowa klinga w moim brzuchu. Zgniłożółty zapach mych wnętrzności. Ziemia. Ból: siedem głów, czarne kły, ślepe oczy, tysiące macek. Jeździec, czerwienią skaz cięć Llametha zmuszony do przełożenia broni do lewej ręki, nie mogący poruszać głową; jego koń - atakiem kaleki i czarami Santany przelewający się w bezkształtne monstrum, jak ślimak, co zapomniał nagle, kim jest - paczy się, potwornieje i pęcznieje