nie dziesięć tysięcy, to całe miasto, niemal cały kraj. Nie rozstrzelają nas wszystkich, choćby sprowadzili tu całą rosyjską armię - mówi <name type="person">Lubomir</>, emerytowany inżynier, który przyjechał ze <name type="place">Lwowa</>. Swój namiot rozbił tuż przy siedzibie prezydenta na ulicy <name type="place">Bankowej</>.<br>Poprzedniej nocy tłum ruszył w stronę budynku, drogę zagrodziły mu oddziały milicji i wojska. Stanęli naprzeciw siebie rozgorączkowani manifestanci i młodzi funkcjonariusze uzbrojeni w tarcze, w czarnych hełmach na głowach. Wydawało się, że tłum zmiecie ostatnią przeszkodę i wedrze się do budynku. Wydawało się, iż pierwszy raz podczas tej rewolucji może polać się krew.<br>- Wie, co jest piękne? Ludzie nie poszli, a nasi liderzy